W pierwszej części wywiadu z Krzysztofem Gadomskim mieliśmy okazję zgłębić jego unikalne podejście do retuszu oraz dowiedzieć się, jakie wyzwania towarzyszyły mu na drodze do profesjonalizmu. Dziś zapraszam Was do drugiej części tej rozmowy, w której Krzysztof podzieli się jeszcze większą ilością spostrzeżeń i przemyśleń na temat swojej pracy oraz przyszłości branży retuszu. Przygotujcie się na kolejną dawkę inspiracji i wiedzy od jednego z czołowych ekspertów w tej dziedzinie. Zaczynajmy!
Jakie technologie i narzędzia są niezbędne w codziennej pracy w retuszu i postprodukcji?
Komputer jest niezbędny ale nie ma aż takiego wpływu na jakość naszej pracy, na komfort, prędkość, owszem, ale nad jakością obrazu czuwa monitor, nasz mózg i oczy oraz ręce ;). Mózg mamy ;), dla oczu monitor a dla wprawnej ręki tablet. Nie wyobrażam sobie zrobienia np. pięknego łuku, czy koła cegłą czyt. myszką. My generalnie malujemy w trakcie post-produkcji więc naturalnym narzędziem wydaje się tablet, który ma piórko i przestrzeń roboczą po której malujesz.
Poza tym jest wrażliwy na nacisk, kąt nachylenia (tu chyba bardziej się to sprawdza u rysowników) i ma tyle funkcji, że chyba każdy byłby w stanie ustawić go wedle swoich preferencji. Reszta już zależy od nas samych, naszej spostrzegawczości, kreatywności, wprawnego oka bo nawet najlepszy sprzęt niczego nie zrobi sam, to są narzędzia, które mają pomóc artyście, czyli Tobie. Dobre narzędzia są nierozerwalnie związane z dobrą technologią w naszej branży. Podstawowe stanowisko pracy retuszera czy też post-producenta składa się z odpowiednich warunków otoczenia, komputera, monitora oraz tabletu.
Otoczenie, w którym pracujemy, jest kluczowe – mam na myśli miejsce, gdzie poziom jasności jest stały, a temperatura światła neutralna. To ważne, ponieważ chcemy, aby warunki oglądania zdjęć były spójne za każdym razem. Zmieniające się warunki oświetleniowe wpływają na nasze postrzeganie, co może wpłynąć na jakość pracy.
Podstawą jest dobry monitor, ponieważ to on odpowiada za właściwe odwzorowanie barw i przejść tonalnych. Monitor powinien mieć dobrą, szerokogamutową matrycę oraz możliwość kalibracji sprzętowej, która jest znacznie precyzyjniejsza niż programowa. Kalibracja sprzętowa umożliwia zarządzanie kolorem poprzez stworzony profil ICC w systemie (CMS).
Tutaj przestrzegałbym przed „wbijaniem się” w mniej znane marki tylko ze względu na niską cenę, bo jak to mówią, „co tanie, to drogie.” Tanie rozwiązania mogą na początku wydawać się atrakcyjne, ale często okazuje się, że ich jakość i trwałość pozostawiają wiele do życzenia, co w dłuższej perspektywie prowadzi do konieczności ponownego zakupu lepszego sprzętu.
W naszym studiu korzystamy wyłącznie z monitorów EIZO, i abstrahując od najnowszych technologii, sam fakt, że wersje CX sprzed wielu lat wciąż działają bez zarzutu, mówi sam za siebie. Oczywiście, w zależności od budżetu, można rozważyć różne modele – od topowych wersji CG (z wbudowanym kalibratorem i najszerszą paletą kolorów) po bardziej przystępne modele CS (do których kalibrator trzeba dokupić osobno).
Komputer jest oczywiście niezbędny, ale nie ma tak dużego wpływu na jakość naszej pracy, jak monitor. Owszem, wpływa na komfort i prędkość pracy, ale to monitor, mózg, oczy i ręce decydują o jakości obrazu.
Tablet graficzny jest kolejnym kluczowym narzędziem. Nie wyobrażam sobie wykonywania precyzyjnych łuków czy kół przy użyciu myszy. Podczas postprodukcji często malujemy, więc tablet z piórkiem i przestrzenią roboczą do malowania jest naturalnym wyborem. Tablet jest wrażliwy na nacisk, kąt nachylenia (co bardziej przydaje się rysownikom) i oferuje mnóstwo funkcji, które można dostosować do własnych preferencji.
Reszta zależy od nas samych – naszej spostrzegawczości, kreatywności i wprawnego oka. Nawet najlepszy sprzęt niczego nie zrobi sam. To są narzędzia, które mają pomóc artyście, czyli Tobie.
Dlaczego zdecydowałeś się na uruchomienie warsztatów z zakresu retuszu? Co oferują te warsztaty uczestnikom?
Istnieje wiele sposobów retuszu, tak jak jest wiele dróg do Rzymu, hehe. My mamy swoją, unikalną metodę, zbudowaną od podstaw, zorganizowaną tak, aby wspierać i wyzwalać kreatywność. Dzięki niej możemy tworzyć artystyczne kompozycje, decydując o każdym detalu – nie za pomocą ogólnych suwaczków, filtrów czy kosmicznych trików. Na początku, kiedy startowały nasze warsztaty, obawiałem się, że prostota, którą wypracowaliśmy, może spotkać się z krytyką. Ku mojemu zaskoczeniu, większość uczestników pod koniec zajęć była zachwycona, na czołach paliło się “Out of memory”. Wielokrotnie słyszałem też, że nasza metoda całkowicie zmieniła ich podejście do retuszu – że muszą teraz wrócić do swoich starych prac, by obrobić je na nowo. Słowa „dziękuję” nie były wcale sarkastyczne.
Prostota naszej metody pozwala skupić się na tym, co naprawdę ważne – daje czas na analizę, przemyślenia i eksperymenty. To okres twórczy, który nie jest zakłócany przez zbędne komplikacje. Pandemia pokrzyżowała nasze plany i na długo zaprzestaliśmy prowadzenia warsztatów, choć czasem zdarzały się zamknięte szkolenia dla firm. To bardzo angażujące i wyczerpujące, szczególnie przy większych grupach. Organizacja takich warsztatów zabiera sporo dni przygotowań i wyłącza mnie oraz część zespołu z codziennej pracy. Jeśli sytuacja na to pozwala, bo jest spokojniej w zleceniach, dajemy radę, ale gdy mamy pełne ręce roboty, staje się to mocno problematyczne.
Przy większych grupach potrzebujemy więcej instruktorów, ponieważ chcemy przekazać jak najwięcej wiedzy. Każdy uczestnik ma swoje bolączki i listę pytań, a naszym celem jest, aby nikt nie odszedł z niedosytem. Dlatego uważam, że powrót do małych, lokalnych szkoleń w naszej „jaskini lwa” ma wiele zalet. W małych grupach uczestnicy mają nas niemal na wyłączność – z każdym można usiąść, omówić detale, pokazać, jak pracujemy, i w czym tkwi siła małych kroków. Potem przychodzi czas na praktykę – uczestnicy sami próbują swoich sił, a my jesteśmy tuż obok, gotowi do pomocy.
Podczas takich warsztatów dzielimy się swoimi personalnymi ustawieniami, a każdy uczestnik wybiera, co mu najlepiej odpowiada. Odpowiadamy na każde pytanie, o ile znamy odpowiedź – nie jesteśmy wszechwiedzący i zdecydowanie nie mamy panaceum na wszystkie bolączki. Jednak uczymy się także od uczestników, którzy często przynoszą ze sobą ciekawe rozwiązania i nowe punkty widzenia. Wiedza płynie w obie strony, a w zasadzie we wszystkie, bo między uczestnikami również dochodzi do wymiany doświadczeń. W tak kameralnych grupach komunikacja i dyskusja rozwijają się naturalnie i szybko.
Na ten moment tworzymy grupy maksymalnie sześcioosobowe, z dwoma instruktorami. Każdy pracuje na naszych stanowiskach, co daje możliwość poczucia, jak pracujemy, w jakim środowisku, z jakimi narzędziami i jak jesteśmy zorganizowani. Tego nie da się przekazać na wyjazdowych szkoleniach, dlatego lokalne warsztaty mają dla uczestników unikalną wartość.
Jakie umiejętności mogą nabyć uczestnicy warsztatów?
To bardzo indywidualne, czego komu brakuje, ale z mojego doświadczenia mogę powiedzieć, że najczęściej problemem jest organizacja pracy – i to na każdym poziomie. Mam na myśli, jak trzymać pliki projektu, jak budować struktury folderów, na co warto zwracać uwagę. Dobra organizacja znacznie ułatwia pracę, a przede wszystkim uwalnia przestrzeń dla kreatywności. Dzięki temu nie muszę się zastanawiać, gdzie zapisać plik, jak go nazwać, jak układać warstwy w Photoshopie, jakie kroki po kolei wykonać w programie do wywoływania zdjęć (CaptureOne, Lightroom), czym się przejmować, a czym nie. Wiadomo też, co i kiedy robić na każdym etapie postprodukcji.
Taka organizacja jest nie tylko pomocna, ale także oszczędza mnóstwo czasu, zarówno przy pierwszym podejściu do zdjęcia, jak i później, przy poprawkach od klienta, bo już jesteśmy na to przygotowani. Na warsztatach pokazujemy bez tajemnic, jak dokładnie pracujemy, jakie narzędzia używamy, kiedy i dlaczego podejmujemy konkretne kroki.
Jest wiele metod pracy, ale mając na uwadze, jak bardzo nasza jest „przetestowana” na przestrzeni tylu lat i dziesiątek tysięcy obrobionych zdjęć, uważam, że każdy, zarówno początkujący, jak i zaawansowany, znajdzie u nas wiele ciekawych rozwiązań dla siebie. Dzięki kameralnym grupom każdy uczestnik ma okazję usiąść z instruktorem, zobaczyć coś na żywo, podzielić się swoimi problemami i wspólnie szukać na nie rozwiązań. Warsztaty są przecież dla Was – macie nas na wyłączność, z całą naszą wiedzą i doświadczeniem.
Jakie rady masz dla osób, które dopiero zaczynają swoją przygodę z retuszem?
Ło matko… gdy ja uczyłem się i chłonąłem wiedzę, nie było tylu informacji dostępnych, jak teraz – tylu kursów, zasobów w sieci. Jednak gdy dłużej się nad tym zastanawiam, nie jestem pewien, czy nauka dzisiaj znacznie różniłaby się od tej, którą przeszedłem. Mnogość informacji może być zarówno plusem, jak i ogromnym minusem, bo skąd wiesz, którą drogą podążać? Jaki sposób i jakie techniki wybrać? Z czym będziesz się czuć dobrze i co pomoże ci rozwijać się kreatywnie?
Aby podjąć świadomy wybór techniki, należałoby poznać je wszystkie, a potem zdecydować. Ale czy to w ogóle możliwe? Czy masz na to tyle czasu? Zarówno wtedy, jak i teraz, zacząłbym od podstaw – od nauki patrzenia na zdjęcie, analizowania go, poznania zasad rządzących światem kolorów, teorii barw, przestrzeni kolorystycznych, ich różnic, zalet, wad i ograniczeń.
Na pewno bardzo mocno pracowałbym nad próbą „kopiowania” ulubionych prac, w ramach nauki „czytania” zdjęcia, oraz nad tworzeniem najróżniejszych stylów kolorystycznych. W moim przypadku przyszło to później – gdy natknęliśmy się na ścianę w Photoshopie, co zmusiło nas do powrotu i szukania rozwiązań w programach do wywoływania rawów. To otworzyło nam oczy i pokazało nowe możliwości. Teraz nie popełniłbym już tego błędu, chociaż nie żałuję tej drogi, bo wiele mnie nauczyła.
Kolejna rada, jaką bym dał, to korzystać z narzędzi, które się rozumie. Narzędzia to dosłownie wszystko, włącznie z trybami i filtrami. Gdy staną się one integralną częścią twojego warsztatu, przestaniesz się zastanawiać zbyt długo nad tym, czego użyć w danej chwili. To ogromna oszczędność czasu i odciążenie dla naszego mózgu.
Nie poddawaj się, próbuj, testuj – jeśli coś nie wychodzi, bez skrupułów kasuj i zaczynaj od nowa. To też sposób na wypracowanie wprawy, rozwinięcie ręki i techniki.
Czy możesz podzielić się jakimiś interesującymi historiami lub anegdotami z życia firmy lub z realizacji projektów?
W sumie sporo się dziwnych, śmiesznych i z dreszczykiem historii przeżyło.
Na przykład podczas pracy nad kampanią dla Amex mieliśmy dość nietypową prośbę od klienta – fotograf miał być pokazany z aparatem, ale aparat nie mógł być rozpoznawalny jako żadna z konkretnych marek, takich jak Nikon, Canon, Fuji itd. Dotyczyło to zarówno korpusu, jak i obiektywu. Jako że nie jestem fotografem i nie znam się na sprzęcie, musiałem trochę podpytać i pogrzebać na temat charakterystycznych cech różnych marek. W końcu stworzyliśmy swoistego „Frankensteina” i wysłaliśmy projekt do klienta. Odpowiedź, którą otrzymaliśmy, była zaskakująco pozytywna: „Chciałbym mieć taki aparat!” Uff… 😉
Innym razem, gdy pracowaliśmy nad zdjęciami rodziny królewskiej, byłem tak przerażony, że ktoś mógłby zaatakować nasze studio, że postanowiłem całkowicie odpiąć internet. Po zakończeniu pracy przeniosłem wszystkie zdjęcia, zarówno przed edycją, jak i te otwarte pliki, na nośniki bez dostępu do internetu. Gdy ponownie podłączyłem kabel z internetem, w systemie nie było już żadnych innych plików oprócz tych po edycji, tak na wszelki wypadek. 😉
Przy projekcie Avengers atmosfera w studiu była tak naelektryzowana emocjami, że aż na samo wspomnienie przechodzą mnie ciarki. Czekaliśmy na rendery, które mieliśmy dostać bezpośrednio od Disneya. Kiedy w końcu otrzymaliśmy zbroje i inne elementy, długo analizowałem pliki, zastanawiając się, czy ktoś przypadkiem nie robi mnie w balona. Nigdy wcześniej nie widziałem takich renderów – kurz, rysy, odpryski, uszkodzenia – wszystko było wykonane z niesamowitą precyzją i zrobiło na mnie ogromne wrażenie.
Avengers dla Vanity Fair. Fotograf: Jason Bell
Lubię też (zresztą nie tylko ja) żartować sobie czasem i wprowadzać rozluźnienie. Pewnego razu mieliśmy zadanie dla VW – usunąć samochód VW zaparkowany przy ulicy. Brzmi to dziwnie, prawda? Reklama dla VW, a naszym zadaniem było usunięcie ich auta. 😉 Bez wnikania w szczegóły, usunęliśmy samochód i wysłaliśmy klientowi zapytanie wraz ze screenami, co powinniśmy zrobić z psem, który w tym momencie załatwiał swoje potrzeby za samochodem. Ten prosty dowcip bardzo rozbawił wszystkich.
Jak widzisz przyszłość retuszu i postprodukcji fotograficznej? Jakie zmiany mogą nas czekać w tej branży?
Tego tak na prawdę chyba nie wie nikt bo to największy mieszacz nie tylko w naszej branży, AI jeszcze nie powiedziało ostatniego słowa. Zapowiada się sporo automatyzacji i przyspieszania wielu etapów, ale wciąż będzie potrzebny człowiek, który będzie to obsługiwał. Zdecydowana mniejszość nadąża za tym postępem (moim zdaniem), co daje nam jeszcze czas i szansę na obranie właściwej strategii.
Mam nadzieję, że twórcy AI – tej niesamowitej, choć również budzącej obawy technologii – nie zapomną o człowieku. Obecnie AI jest bardziej odtwórcze niż kreatywne. Owszem, może tworzyć coś nowego przez mieszanie różnych elementów, ale wciąż uważam, że prawdziwa kreatywność wymaga twórcy, którym na razie jest człowiek. I mam nadzieję, że tak pozostanie.
Podejrzewam, że sesje typu e-commerce mogą w przyszłości zostać w całości przejęte przez AI, ale ta najbardziej wyrafinowana, artystyczna forma postprodukcji powinna przetrwać, choć pewnie w zmienionej formie. Wszystko zależy od tego, jak będzie kształtowało się prawo regulujące używanie AI. Nie wiemy, jakie będą ostateczne regulacje – gdzie AI będzie można używać, gdzie trzeba będzie to deklarować, a gdzie może nawet będzie zakazane. To z pewnością wpłynie na plany rozwojowe studiów takich jak House Of Retouching.
Jest jeszcze jedna kwestia, która bezpośrednio dotyczy nas i naszego studia. Pracujemy z mnóstwem celebrytów, osób znanych ze świata popkultury i powiązanych branż. Oni również stawiają opór, nie dając zgody na używanie ich wizerunków czy głosów przez AI, ponieważ może to prowadzić do masowej produkcji fake’ów oraz odbierać im możliwości zarobkowe. Stąd mamy te strajki, bunty, a nawet pozwy aktorów, reżyserów, scenarzystów i innych twórców.
Liczę na to, że prawo tworzone wokół AI ochroni ich interesy, a tym samym po części fotografów, scenarzystów, oświetleniowców jak i nas. 😉